wtorek, 19 maja 2015

Rozdział 1

Nisaia westchnęła i obróciła się na drugi bok. Wbiła spojrzenie w ścianę, a potem przeniosła go na czerwoną kotarę. Leniwie  podniosła się do pozycji siedzącej i tępym ruchem przejechała ręką po pomarszczonej pościeli. Była ona bardzo miękka i cienka, ale mimo to w zimne noce przyjemnie ogrzewała. Powoli przerzuciła nogi przez krawędź łóżka i wstała. Podeszła do okna i wyjrzała przez nie. Na zewnątrz panował mrok, jedynie słaba, biała poświata księżyca pozwalała jej ujrzeć dużą, starą wierzbę. Do jej uszu dochodziły niewyraźne dźwięki, które można było uznać za gwizdanie, gdyby nie wiedziała co to dokładnie jest pomyślałaby, że to jakiś nieznany jej gatunek ptaka. Uśmiechnęła się pod nosem i odwróciła się. Niezbyt zgrabnie podbiegła do szafy i wyjęła z niej ubrania. Rzuciła je od razu na niepościelone łóżko i skierowała się do łazienki. Nie zamknęła, jednak za sobą drzwi tylko zostawiła je lekko przymknięte jak miała zwykle w zwyczaju. Nie zapalając światła powoli zdjęła z siebie nocną koszule. Białe nakrycie w niebieskie, drobne kwiatki swobodnie opadło na idealnie wypolerowaną podłogę. Zdjęła z głowy gumkę i jej kruczoczarne włosy luźno opadły na ramiona. Na koniec zdjęła bieliznę i rzuciła ją do kosza z praniem. Weszła do kabiny i włączyła prysznic. Gorąca woda rozluźniła jej spięte i zdrętwiałe ciało. Pomieszczenie wypełniła biała para.

W pośpiechu wybiegła z łazienki i natychmiast założyła na siebie ubrania. Z zewnątrz dobiegało zniecierpliwione pogwizdywanie. Pozwoliła, by jej ociekające wodą włosy opadły na czarną, luźną i trochę na nią za dużą bluzę z kapturem. Błyskawicznie włożyła potargane leginsy też tego samego koloru co bluza i włosy. Po cichu otworzyła drzwi i tak samo cicho je zamknęła. Rozejrzała się po czym spojrzała na komórkę była równo północ. Zrezygnowawszy ze zjechania windą, zbiegła po schodach. Minęła hol i dotarła do drzwi frontowych. Nałożyła na nogi stare, zniszczone trampki i starając się przy tym nie narobić żadnego hałasu przekręciła klucze w zamku. Drzwi otworzyły się, a ona wyślizgnęła się i natychmiast je za sobą zamknęła. Poruszając się tylko w cieniu dotarła do wierzby. Skryła się między jej długimi witkami i odwróciła się.
-No w końcu. Nie rozumiem jak można się tak długo zbierać...- Chciał jeszcze coś dodać, ale powstrzymała go jednym złośliwym szturchnięciem.
-Oh nie przesadzaj - powiedziała chrapliwym głosem Nisaia - I tak wiesz, że jestem tu nielegalnie, gdyby moi rodzice się dowiedzieli osobiście zamurowaliby mi wszystkie okna i drzwi zostawiając tylko małą szparę na jedzenie. - Powiedziała udając obrażoną.
Chłopak złapał ją za ramiona i pocałował ją w czoło. Cały Treg od kiedy ze sobą zerwali stał się bardziej... nadopiekuńczy? Chociaż powinno być na odwrót.
Treg był przystojnym dziewietnastolatkiem. Miał ciemnobrązowe włosy, które zawsze były w ogromnym nieładzie. Zielone, bystre oczy i jasną, lekko zarumienioną przy policzkach, cerę. Teraz miał na sobie czarną, skórzaną kurtkę, biały t-shirt  i szare dżinsy.
Nisaia zmieszała się i delikatnie odsunęła go od siebie. Znała się z nim właściwie całe życie, a dokładniej od, kiedy miała pięć lat. Spotkała go w tedy nad morzem. Na początku nie za bardzo za sobą przepadali, ale kiedy Treg przypadkiem przeprowadził się do Tokyo i to jeszcze w jej okolice powoli się zaprzyjaźnili.
-No to co chciałeś mi dzisiaj pokazać?- zapytała ciekawsko i nałożyła na głowę kaptur.
Spojrzał na nią i uśmiechnął się tajemniczo.
-To niespodzianka. Choć!- ujął jej dłoń i pociągnął za sobą skierowali się do lasu. Mieszkańcy z okolic uważali to miejsce za przeklęte, a jako, że tu wszyscy byli przesądni ogrodzono puszczę, a przynajmniej tylko ten obszar czyli nawet nie trzy procent. Treg pomógł jej przejść przez kraty, na których oczywiście widniała tabliczka z do połowy zdartym napisem "Dangerous! Don't ...".

Szli przez dobrą godzinę, jednakże niespodziewany atak kaszlu Nisaii zmusił ich do zatrzymania się.
-W porządku? Już niedaleko. Choć , poniosę cię.- Delikatnie podniósł ją i zarzucił na plecy.
- Wybacz. Możesz mnie odstawić już mi lepiej - mruknęła zdenerwowana i natychmiast spróbowała zejść, jednak Treg przytrzymał ją i uśmiechnął się.
-Oh nie marudź! Wiesz przecież co, by mi zrobili twoi rodzice, gdybym odniósł cię do nich ledwo żywą?! Zapewne przekonali, by Yuzuki do wydziedziczenia mnie i wpakowali do paki. - Zakończył żartobliwym tonem. Tymi słowami też kończąc temat, oznajmiając tym samym, że nie przyjmuje sprzeciwów. Nisaia westchnęła i mruknęła coś pod nosem zrezygnowana, ale on najwyraźniej jej nie dosłyszał, bo szedł dalej w milczeniu. Pozostało więc jej jedynie obserwować otoczenie i próbować zapamiętać przebytą przez nich drogę.
Po kolejnych dziesięciu minutach Treg w końcu się zatrzymał.
- No to już jesteśmy- Odparł i pozwolił jej zeskoczyć mu z pleców. Przez chwilę starała się rozruszać zdrętwiałe kończyny, ale w końcu się rozejrzała. Nic jednak szczególnego nie przykuło jej uwagi.
- I...?- Spojrzała na niego pytająco.
Ten tylko posłał jej jedno ze swym spojrzeń w stylu " Biedna, mała, tępa dziewczynka". Jednym ruchem zasłonił jej oczy i zaczął, gdzieś prowadzić. Kilka razy się potknęła o wystające korzenie drzew, jednak Treg, za każdym razem ją utrzymywał. Niespodziewanie wziął dłoń i Nisaia ujrzała małe, leśne jezioro, choć "jezioro" to trochę za dużo powiedziane, było raczej wielkości maksymalnie dwudziestu małych stawów razem wziętych. Mniej więcej na środku zbiornika odbijał się księżyc. Tworzył on idealny, biały okrąg, przez co z daleka odbicie bardziej przypominała jakąś dziwną platformy platformę.
Nisaia głośno nabrała powietrza i szeroko otworzyła oczy.
-Wow!!! Ale tu pięknie!- westchnęła z zachwytu. Kątem oka zobaczyła, że chłopka się przemieścił. Teraz kucał przy brzegu i uważnie obserwował taflę wody w oddali, zupełnie tak jakby czegoś wypatrywał. Omiotła spojrzeniem całej jezioro, jednak nic nie ujrzała. Podeszła do Trega i usiadła obok niego.
-Co...-Nie dokończyła, bo ten od razu jej przerwał i podniósł rękę wskazując przy tym na białe odbicie.
-Patrz.
Powiodła spojrzeniem na pokazane miejsce. Na początku nic nie zobaczyła, jednak za nim zdążyła spytać o co mu chodzi dojrzała niewyraźny ruch na wodzie. Uważniej przyjrzała się i w końcu zobaczyła. Na białym kręgu tańczyły jakieś małe istotki. Miały nie więcej niż czterdzieści centymetrów, ich skóra i włosy były całkowicie błękitne. Nie były odziane w żadne stroje, ale niektóre miały w długie włosy wplątane wodorosty i stokrotki. Z pleców wyrastały im niezwykłe, motyle skrzydła. I one były barwy niebieskiej, jednakże pokrywały je też różne wzorki, każde stworzonko miało inny.
-To przecież rusałki -powiedziała z półkrzykiem zachwytu.
Jedna z nich spostrzegła ją i podleciała do niej. Spojrzała na nią zaciekawiona, ostrożnie wyciągnęła swoją malutką rączkę i delikatnie pogładziła włosy Nisaii tak jakby były dla niej czymś nowym. Następnie przesunęła dłoń na jej twarz i dotknęła policzka. Rusałka spojrzała w oczy dziewczyny i wykrzywiła usta co za pewne miało oznaczać uśmiech. Odwróciła się i wydała z siebie czysty i donośny dźwięk, na który od razu zareagowała reszta stworzonek. I one podleciały, jednak o wiele śmielej niż pierwsza. Gładziły jej włosy, zaplatały jej warkoczyki i wkładały w nie małe kwiatki i muszelki. Wszystkie nuciły pod nosem jakąś wesołą piosenkę więc i po chwili Nisaia do nich dołączyła.
Treg natomiast siedział obok i głośno się śmiał. Nie musieli się obawiać, że ktoś ich usłyszy lub zobaczy, bo byli oni jedynymi ludźmi, którzy tu przychodzili.
...
-Gdzie ty do diabła byłaś?!- Matka Nisaii stała przed nią i wydzierała się jak najęta -Razem z twoim ojcem wychodziliśmy ze skóry, baliśmy się, że coś ci się stało! Jak ty byś się czuła, gdybyś weszła do pokoju swojej córki w środku nocy i byś jej tam nie zastała?! No odpowiadaj!- Kobieta uderzyła z całej siły pięścią w stół, który na to niepokojąco trzasnął.
Zmieszana spojrzała na swoje buty mimo, że była już przyzwyczajona do częstych awantur i już nie robiły na niej takiego wrażenia jak kiedyś. Już nie biegła do pokoju z płaczem i nie uciekała z domu. Teraz zmieniła taktykę na "Stój spokojnie, udawaj, że się przejmujesz, a może się odwalą". Niestety jednak tym razem to nie zadziałało, bo jej matka nie dawała za wygraną i gadała jak najęta.
-A co gdybyś dostała zawału?! Lub jakiś psychopata się na ciebie rzucił?! W wiadomościach mówili, że co raz więcej jest takich przypadków!- krzyczała. Nisaia już nie wytrzymała nienawidziła, kiedy ktoś traktował ją jak pięciolatka. Zaczerwieniła się, zacisnęła dłonie w pięści i spojrzała z nienawiścią w oczach.
-Mam już piętnaście lat, za miesiąc szesnaście, a to oznacza, że nie jestem już małą dziewczynką! Mam prawo sama decydować o tym co robię i wam nic do tego!- wydarła się i nie zważając na zaskoczone spojrzenia rodziców pewnym krokiem wyszła z domu.
Ruszyła biegiem do lasu, z którego dopiero nie całą godzinę temu wróciła z Tregiem. Po raz pierwszy była w nim sama, za pewne, gdyby nie była tak wściekła już dawno opanowałby ją strach. Była, jednak tak zaślepiona, że nawet nie zauważyła tego, że już dawno się zgubiła i zagłębiła jeszcze dalej w ciemną, mroczną puszczę niż kiedykolwiek wcześniej.
-Co taka mała dziewczynka jak ty robi sama w takim okropnym i strasznym miejscu jak to?

//No w końcu pierwszy rozdział za sobą tak więc... Jak wyszło? Mam nadzieję, że nie było, aż tak źle, ale proszę o szczere opinię w komentarzach =] //